|
MIĘKINIA - PIERWSZE FORUM GMINNE Zaproś znajomych do wspólnych rozmów
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Endorfina
Administrator
Dołączył: 03 Lis 2008
Posty: 5281
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Mrozów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 18:34, 11 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Ja tylko gwoli uzupełnienia informacji o miejscach strasznych i przerażających
Bo nasz szacowny Kronikarz i Dziejopisarz nie wspomniał o tym, że przy w największym przewężeniu przejścia koło zamku, w budynku, który do dziś dotyka niemal rogiem muru zamkowego, była... trupiarnia!!!
Nie mam pojęcia, skąd wzięła się ta plotka, faktem jest, że okresowo stamtąd śmierdziało, ale tylko kiszoną kapustą, którą tam przygotowywano/trzymano/przetwarzano.
Ale chociaż dobrze się wiedziało, że żadnych trupów tam nie ma, to jednak przechodzenie tamtędy ciemnym wieczorem dreszczyk emocji wywoływało, bo kto wie, kto wie, a i cmentarz niedaleczko...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Pon 21:43, 11 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
dziś kolejny raz byłam przy dawnej kapliczce. Tam leży połamany betonowy krzyż i gruz. Czy to jest to miejsce? Ciekawe, że do tej pory nikt nie poratował tego krzyża.
Znów nic nie straszyło i tylko przyjemnie wietrzyk hulał między drzewami.
Tubylec , fajne te Twoje odcinki historii mrozowskiej. Zastanawiam się, że musze je zebrać w jednym miejscu. Jak mam gości w Mrozowie i oprowadzam ich po wiosce to wykorzystuję Twoje opowieści.
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:10, 11 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Endorfina napisał: | Ja tylko gwoli uzupełnienia informacji o miejscach strasznych i przerażających
Bo nasz szacowny Kronikarz i Dziejopisarz nie wspomniał o tym, że przy w największym przewężeniu przejścia koło zamku, w budynku, który do dziś dotyka niemal rogiem muru zamkowego, była... trupiarnia!!!
Nie mam pojęcia, skąd wzięła się ta plotka, faktem jest, że okresowo stamtąd śmierdziało, ale tylko kiszoną kapustą, którą tam przygotowywano/trzymano/przetwarzano.
Ale chociaż dobrze się wiedziało, że żadnych trupów tam nie ma, to jednak przechodzenie tamtędy ciemnym wieczorem dreszczyk emocji wywoływało, bo kto wie, kto wie, a i cmentarz niedaleczko... |
1. Rzeczywiście - biję się w piersi!
Cóż, starość już doskwiera i pamięć nie ta
2. skąd wzięła się ta plotka
No właśnie plotka!
Bo krążąca wśród miejscowych prawda (też niepotwierdzona) mówi, że "trupiarnia" owszem, była,
ale w pseudojapońskiej pagodzie na wysepce górnego stawu.
Dojście tam tylko z jednej strony, niezbyt szerokim mostkiem
i można było leżeć nie niepokojony(a) przez nikogo,
bo też komu chciałoby się płynąć kilka metrów wśród płazów i roślinności błotnej. I po co?
3. przechodzenie tamtędy ciemnym wieczorem
to chyba decydowało, ponieważ najbliższa lampa nie oświetlała przejścia, a
dreszczyk emocji
raczej towarzyszył przejściu obok muru kościelnego, bo rzeczywiście - tuż za nim był cmentarz przykościelny.
Na zdrowy rozum kościół powinien niwelować wszelkie strachy,
jednak, rzeczywiście, pobożny lud żegnał się tamtędy przechodząc, po części z szacunku dla kościoła,
ale w dużej mierze z obawy przed pochowanymi, a przynajmniej zdejmował nakrycie głowy.
Cmentarz przykościelny od dawna nie przyjmował nowych lokatorów,
a wyjątek zrobiono dla szanowanego, długoletniego proboszcza oraz
równie szanowanej i życzliwej Mrozowianom siostry Albertynki.
Podsumowując: zafałszowałem, niechcący, historię ilościową.
Z przyczyn j/w.,
choć o samym "straszeniu" wspomniałem w odcinku Przejście Zamkowe -
cyt.: "W dodatku, jak mawiali „najstarsi mieszkańcy” – w najwęższym miejscu Przejścia straszyło.
Niejeden doświadczył tego na własnej osobowości; przynajmniej o tym zapewniano."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:36, 11 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
martika napisał: | dziś kolejny raz byłam przy dawnej kapliczce. Tam leży połamany betonowy krzyż i gruz. Czy to jest to miejsce? |
Jeśli zgodne z moją mapką, to tak.
- Natomiast krzyż jest całkowicie prywatny.
W pierwotnej wersji stała tam tylko kapliczka.
- gruz zapewne z kapliczki nie pochodzi, ponieważ była zbudowana z cegły, a ta zdążyła się już całkowicie rozpaść bez ochrony tynkowej warstwy,
- pewnie piszesz o gruzie wokół placyku.
Rzeczywiście ktoś nawiózł gdzieś w latach siedemdziesiątych i zasypał głębokie koleiny.
W późniejszych latach też dosypywano, bo to ułatwiało dojazd do drogi w kierunku Brzeziny.
Przedłużenie Kościuszki było, szczególnie po deszczach, w takim stanie jak obecnie przedłużenie Odrzańskiej,
więc nie sądzę, aby ludzie wyrównywali nierówności z szacunku dla miejsca.
Raczej w we własnym interesie
Cytat: | Ciekawe, że do tej pory nikt nie poratował tego krzyża. |
Z tego samego powodu, dla którego krzyż się tam znalazł.
Brzydkie podejrzenie: na cmentarzu też, pod ogrodzeniem, stały niegdyś zdemontowane nagrobki.
Jeszcze żyjący wymieniali "stare" na nowoczesne - lastrikowe lub granitowe,
ale starych (nagrobków) już nie mieli siły utylizować.
Równie wielkim problemem, wtedy i teraz, jest kłopot, co zrobić z pasyjkami (chyba dobrze użyłem tego określenia)
z nagrobków, których drewniany krzyż się rozpadł ze starości.
Nie mam w tym zakresie żadnych kompetencji.
Cytat: | Znów nic nie straszyło... |
Może nie jesteś grzesznicą, na to zasługującą
Cytat: | Tubylec , fajne te Twoje odcinki |
Dziękuję
Pragnąłem tylko nastraszyć
oraz
Cytat: | Jak mam gości w Mrozowie i oprowadzam ich po wiosce to wykorzystuję Twoje opowieści. |
przyprawić Gaję o nerwowość,
że porzuciła TAKIE miejsce, dla jakiegoś wielkomiejskiego przedmieścia
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 9:59, 18 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
martika napisał: | ...Jak mam gości w Mrozowie i oprowadzam ich po wiosce to wykorzystuję Twoje opowieści. |
Zapamiętam!
I jeśli to przedsięwzięcie komercyjne - zażądam tantiemów! - min 86% netto.
Mrozów górny.
Cz. VIc Mrozów górny północno-wschodni
Zatoczyliśmy też inne koło historii...
Tu, w obszarze „10” – nie ładnych parę lat wstecz, lecz w zamierzchłej przeszłości, o której nie pamiętają nawet najstarsi Mrozowianie,
mieściło się centrum – kultury i sportu; w zasadzie zaplecze jednego i drugiego.
Po pierwsze biblioteka.
Ta nie miała jakoś szczęścia do naszej wsi.
Mieściła się w pomieszczeniach odziedziczonych po knajpie (zob. dalej),
a że ogrzewanie nie miało nic wspólnego z centralnym, to ani obsługa ani klienci lekko nie mieli.
Wiele lat później, w zupełnie innych okolicznościach, ówczesna pani bibliotekarka zdradziła mi kulisy pierwszej pracy,
z uzasadnioną sugestią, że do tego okresu pracy ma stosunek, oględnie mówiąc – ambiwalentny.
Raz – ogromna satysfakcja z niesienia kaganka oświaty - ludzie, pomimo uciążliwości zajęcia,
mieli jednak czas na czytanie i wprost połykali książki.
Z drugiej strony praca zaowocowała reumatyzmem, którego w Mrozowie raczej trudno nie zakosztować.
Na szczęście to był okres niezbyt długi i zbiory przeniesiono do pomieszczeń po piekarni, w innej części wsi.
Tam, pod ręką prawdziwej już mieszkanki, służąc okazyjnie jako lokal wyborczy, doczekała Nowego Ustroju.
Kolejna reforma ponownie rzuciła bibliotekę w inne miejsce - Szkoła, ponoć już niesprawdzająca się w warunkach wiejskich,
zwolniła największe pomieszczenie.
Podobnym finałem, choć nieco inaczej, zakończyło się „dzierżawienie” małej przybudówki ściany zachodniej "10".
Właściwie od samego początku stanowiła zaplecze miejscowego Huraganu,
nie mylić z tym, który próbował zdemolować cmentarz, a naprawdę zdemolował jeden z domów Hetmanówki.
Przyznaję - marny żart! - bowiem Huragan był znanym i dość wysoko ocenianym wiejskim teamem futbolowym,
prowadzonym łagodno-ostrą ręką p. Zbigniewa.
Wprawdzie - amatora, ale znającego się na rzeczy i mającego podejście do ówczesnej młodzieży trenera.
Efektem było garnięcie się do kopania piłki nie tylko najmłodszych, ale i młodzieży 20+.
O wielu z nich można tu wspominać, ale niezaprzeczalnie najbardziej popularnym, bo pojedynczym
był Antoś-bramkarz, dostarczający wielu emocji i kolegom piłkarzom i miejscowym kibicom.
O roli boiska pisałem poprzednio, więc tu podsumuję następująco - przybudówka miała podwójną funkcję:
jako magazyn sprzętu i strojów, i jako przebieralnia.
Taki dualizm powodował, że podziwiano kolumnę huraganowych zawodników na kilkudziesięciu metrach dobiegu do boiska.
Większe tłumy czekały chyba jedynie na kolarzy Wyścigu Pokoju, ścigających się obecną szosą 94.
Dużo ważniejszym od opisanych był jednak, i nadal jest, praObszar oznaczony „9” na dołączonym rysunku.
To dawna i obecna poczta.
Rozróżniam te dwa miana nie bez przyczyny!
Niegdyś dumny Urząd Pocztowy Mrozów, bez jakiegokolwiek kodu,
zupełnie udatnie spełniał ważne funkcje: społeczną i użytkową.
Po pierwsze: korespondencja.
W dawnych czasach ludzie nie oszczędzali na znaczkach pocztowych i pisali listy i kartki,
sprawiając tym adresatom radość i niespodzianki.
Dziś raczej nie do pomyślenia; chyba, że te ostatnie, a i to przy specjalnych okazjach,
np. dobrze rokującym ożenku lub życzeniach świątecznych.
Dzięki temu, że nie wszyscy zapomnieli o ręcznej sztuce epistolarnej,
poczta zatyka się przed- i przy okazji większych świąt.
Po wtóre: dało się bez problemu wysłać paczkę.
W dowolne miejsce, mimo że większe ważono na wadze dziesiętnej i nie wybrzydzano na sposób jej przygotowania,
nie klasyfikowano A, B, C itp., ani nie trzymano się ściśle przepisowych gabarytów.
Dziwne, ale i listy i paczki można było „nadać” w godzinach 8-15,
a nawet później – gdy poprosiło się naczelnika lub listonosza – gdyż listonosz (obecnie doręczyciel) woził je, rowerem!,
do pociągu z wagonem pocztowym mniej więcej około 17-tej.
Jeszcze dziwniejsze: dało się „załatwić” wszelkie sprawy nawet przy braku prądu.
Zachęcam do spróbowania tego dzisiaj – bez komputera i kasy fiskalnej życie handlowe, również pocztowe, zupełnie zamiera!
Po trzecie: ciekawostka – niektóre opakowania były lakowane!
Młodsi pewnie nie zdają sobie sprawy, że istniały i nadal istnieją także inne, niż 128-bitowe kody szyfrujące,
metody zabezpieczenia przesyłek - lak i zwykła świeca wystarczą.
Co prawda przed złodziejem nie zabezpieczą, ale naruszenie korespondencji,
co obecnie zdarza się nawet naszym amerykańskim sojusznikom, nie ujdą uwadze adresata.
Po czwarte: listonosz był wielce pożądany.
Nie tylko dlatego, że dzwonił dwa razy.
Również dlatego, że przynosił wymierne korzyści majątkowe – głównie emerytury i renty, czasami przekazy pieniężne.
Dziś spełnia podobną rolę, ale w znacznej mierze wyręczyły go w tym banki,
zubażając o ewentualne napiwki, które, być może, otrzymywał za fatygę.
Pewnie słusznie, bo przynajmniej Państwo orientuje się, czy obywatele nie oszukują w dochodach,
a i ściągnięcie należności typu: podatek, alimenty, grzywny jest teraz o wiele łatwiejsze...
Listonoszowi pozostali tylko najwierniejsi, co to nie mogą uwierzyć, że bankomaty stoją na każdym rogu ulic
i nie jest konieczne włóczenie się po miastach oraz, że to leży w ich żywotnym interesie (?).
Ruch wszak, na wolnym, wiejskim powietrzu, hartuje, sprzyja zdrowiu
i - starszym ludziom w szczególności - pomaga w utrzymaniu dobrej kondycji.
Po piąte: jako pośrednik w prowadzeniu rachunków.
PKO, nie – bankowych!
Kto chciał, miał książeczkę Powszechnej Kasy Oszczędnościowej i mógł wpłacać do woli,
choć wypłacać w dowolnej wysokości już nie, gdyż, o ile wiem,
pieniądz pochodził z obrotu sklepowego lub wpłat ludności.
Dziś także nie zawsze bankomaty są gotowe do oddania gotówki; z różnych powodów.
Rodzajów książeczek było więcej, ale na wsi – prócz wymienionej – były w obiegu jeszcze dwie:
dla uczniów, zamienione potem, dla wygody, w „książeczki szkolne” oraz Systematycznego Oszczędzania.
Te drugie zapisały się w pamięci wyjątkowo – po latach oszczędzania, pierestrojki ustroju,
dziurze Bauca i reformie Balcerowicza zostało na nich dużo mniej niż było na początku.
Po szóste: poczta służyła pilnym przekazem telegraficznym.
Szczególnie w sytuacjach nagłych, nie cierpiących zwłok.
W rzeczywistości był to telefonogram przyjmowany przez naczelnika, który ręcznie wypełniał blankiet „Telegram”.
Usługa telegraficzna stanowiła wtedy najszybszy środek powiadomienia o nieprzyjemnych sprawach rodzinnych,
np. terminach pochówków lub ślubach.
W latach późniejszych zastąpił go nowocześniejszy teleks – odpowiednik dzisiejszego faksu,
obecnie także odchodzący do lamusa.
Po siódme: telefon.
W obecnej dobie trudno sobie wyobrazić, że ktoś zadowala się telefonem stacjonarnym.
Dawniej posiadanie telefonu było wyróżnieniem, świadectwem elitarności!
Dysponował nim: Ośrodek Zdrowia, Urząd Gminy (później Gromadzkiej Rady Narodowej), Lecznica Zwierząt, Leśnictwo
i kilka innych podmiotów nieprawnych, w tym proboszcz i sołtys.
Powody deficytu były trzy:
- okablowanie; jeszcze do niedawna każda para przewodów była ciągnięta po słupach,
więc izolatory były narażone na kłopoty zimowe,
- koszt założenia i eksploatacji oraz
- czynnik najważniejszy – mechaniczna łącznica telefoniczna, z mocno ograniczoną ilością numerów.
Dziś, chociaż w szerszej skali, infrastruktura sieci również odgrywa ogromną rolę,
co widać choćby po transferze internetowym, a zlecenie założenia telefonu kablowego nie graniczy już z cudem,
ani nie kosztuje prawie dwóch przeciętnych wypłat.
Po ósme: telefon pocztowy.
Tym, którzy nie cieszyli się nowoczesnymi telefonami z wybieraniem impulsowym
poczta oferowała rozmowę na zamówienie, z lokalnej „rozmównicy”.
O określonej godzinie naczelnik poczty zestawiał połączenie żądane, również z zagranicą.
„Rozmównicą” okazywała się ze smakiem wykonana z litego drewna, pokryta ciemnym fornirem budka,
posadowiona w poczekalni. Troszkę podobna do tych, które widać na sensacyjnych filmach amerykańskich.
Tyle, że tam oszczędzają na drewnie i wersja amerykańska jest cała przeszklona,
a poza tym eksponowana na środku pomieszczenia.
I raczej nie służy do rozmów z rodziną, lecz - na ogół - przeciwko rodzinom, różnym.
Jeśli ktoś nie znajdzie pretekstu do odwiedzenia naszej placówki i obejrzenia rozmównicy przez własne okulary,
może zlecić badania audiometryczne np. w Dolmedzie i tam poczuć tę szczególną atmosferę
odizolowania od otoczenia oraz doświadczać zaniku sygnału analogowego.
Uwaga - „budka” jeszcze stoi, ale trzeba się mocno spieszyć, bo pewnie kolejnej reformy poczty już nie przetrzyma.
Po ósme: kablówka.
We wczesnych latach powojennych rzadko kogo stać było na odbiornik radiowy,
dlatego Państwo zapewniało powojenną odmianę kablówki.
Abonament był stosunkowo niewielki, za to „radio” mogło odbierać program w dowolnych, w zasadzie, godzinach
i z zerowym zużyciem prądu. Nawet baterii nie wymagało,
a z powodu – przyjmijmy, powszechnej dostępności do audiomedium,
albo może ze względu na wschodnie naleciałości gwarowe, powszechnie nazywane było „kołchoźnikiem”.
Ponieważ obecnej młodzieży niezwykle trudno sobie wyobrazić ówczesną instalację, poniżej załączam foto wyglądu zewnętrznego odbiornika.
Poważne wady tamtej instalacji kablowej były dwie:
1) Odbiornik miał charakter stacjonarny – gniazda podłączeniowego raczej nie przenoszono,
2) Obsługa, wprawdzie nieskomplikowana, ale wymagająca instrukcji, pamięci i fatygi - współczesne odbiorniki
mają masę pokręteł i regulatorów opisanych w dodatku po angielsku lub piktogramami,
które nie wiadomo co znaczą.
Ten, powszechnie dostępny model, miał jedno pokrętło (step-volume), ale nieopisane i nie wiadomo,
w którą stronę dodawało się, a w którą ujmowało poweru - charakterystyka regulacji głosu dołączono do foto.
Ponadto brakowało wyłącznika turn-on/ turn-off.
Wiele lat później ten standard przyjął się w odbiornikach nowej generacji,
dzięki czemu ścieżki potencjometrów siły głosu, z biegiem czasu, wycierały się i trzeba było je wymieniać u fachowca.
Zalety? - też dwie:
1) Odbiornik miał charakter stacjonarny, więc nie zapodziewał się, niechcący,
ani nie wymagał okresowej wymiany źródeł prądu.
2) Obsługa wymagająca instrukcji, pamięci i fatygi, ale raz ustawiony nie wymagał dalszej obsługi; brzęczał cały dzień.
Po dziewiąte: poważną wadą tamtejszej poczty był brak jakichkolwiek oznak działalności bankowej,
a nawet jeśli – to w starannym kamuflażu.
Nie było też mowy o Banku Pocztowym i wspaniałych jego ofertach, z których znakomita większość rentierów,
przynajmniej mrozowskich, i tak nie chce korzystać, zdając się na stare, sprawdzone metody
międzypersonalnego transferu gotówki.
Po dziesiąte: jeszcze poważniejszą wadą był całkowity brak dóbr, dziś powszechnie dostępnych w urzędach pocztowych:
skarpet, bielizny, ozdób choinkowych itp. towarów stosunkowo luźno związanych z działalnością stricte pocztową
w sprzedaży natychmiastowej, a nawet na zamówienie.
Poczta zajmowała się wyłącznie czynnościami wymienionymi w p. 1-8.
Uzupełnienie: Wyjaśniam zainteresowanym, tj. tym, którzy mieli szczęście (lub nieszczęście)
nie zaistnieć w tamtych czasach, czyli pokolenia postJP2 i pozostałej młodzieży z przedziału do 35+,
że pojęciem „kołchoz” określano:
- u sąsiadów wschodnich колхоз - wspólnotę zbliżoną użytkowo i ideologicznie w obszarze gospodarki rolnej,
przemianowaną następnie, wzorem i naszych partii, na совхоз,
- u nas – Spółdzielnię Produkcyjną, Państwowe Gospodarstwa Rolne, później Kółka Rolnicze;
w końcu na Wspólnoty albo Zrzeszenia Producentów Rolnych,
- u sąsiadów zachodnich – die Landwirtschaftlicheproduktionsgenossenschaft’y - mniej więcej to samo co u nas.
We wszystkich wypadkach o upadku tych przedsięwzięć nie zadecydowały słuszne założenia ideologiczne
lecz fatalna realizacja szczytnych celów.
Z tematem rolnym jest też ściśle powiązany obszar, przyległy do posesji pocztowej („7”).
Ten teren miał w całości charakter rolniczo-doświadczalny,
bowiem w części wschodniej leżały tereny działkowych upraw szkolnych.
Jeszcze w latach sześćdziesiątych klasy 5-7 próbowały tam swoich umiejętności w uprawie warzyw,
w ramach – bodajże prac ręcznych i przyrody.
Tak to współczesna odmiana integracji międzyprzedmiotowych ma swoje źródło w tamtych,
siermiężnych czasach, choć jasne, że nikt się do tego dzisiaj nie przyzna.
Część tych działek była przeznaczona pod dzierżawę dla nauczycieli, jednak większość z nich
z tego udogodnienia nie korzystała mając swoje hektary – pewniejsze i znacznie lepiej zagospodarowane.
Część zachodnia omawianego terenu, aż do najbliższej przecznicy, zamknięta od południa linią kolejową była,
i jest, we władaniu prywatnym. Początkowo na powszechne na wsi uprawy, później jako zalążek sadu owocowego.
Stosunkowo zaniedbany można dziś jeszcze podziwiać.
Sad, wprawdzie, pozostał do dzisiaj, ale resztę zasiedlono i tylko niewielki spłachetek ma charakter rekreacyjno-użytkowy.
Tutaj właśnie, w kręgu okolonym krzewami, zwanym przez bywalców (nie mylić z tubylcami) laskiem Bulońskim,
zasiada do wzmocnionych pogawędek i wymiany informacji, zgodnie – zresztą - z literą prawa,
bo już poza granicą terenu sklepowego, kwiat młodzieży mrozowskiej.
Ostatnio zmienia się nawet obudowanie meblowe: miast spartańskich, kamiennych siedzeń
pojawiły się skrzynki o niewielkiej przewodności cieplnej a nawet ostatnie modele siedzeń kanapowych;
prawdopodobnie z Syreny lub Warszawy.
Brak tylko solidniejszego zadaszenia - przez liście przecieka...
Dalej zaczyna się już Mrozów centralny, z władzą wiejską, drobnymi przedsiębiorcami, opieką zdrowotną,
byłą szkołą, byłymi punktami usługowymi oraz byłymi i obecnymi: biblioteką tudzież przedszkolem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 23:49, 28 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
martika napisał: | dziś kolejny raz byłam ... |
... może przy Promyku
Wstęp; niezbędny.
W poprzednim odcinku szeroko opisałem problematykę pocztową i ktoś mógłby odnieść wrażenie,
że zapragnąłem skorzystać z okazji i zdeprecjonować jej dzisiejszą obsługę.
Nic podobnego!
Nieśmiało przypominam, że wszystkie teksty odzwierciedlają wyłącznie moje, subiektywne wrażenia tamtych czasów;
w tym przekazane mi przy różnych okazjach przez starszych Mrozowian.
A co do poczty – dzisiejsza obsługa sprawia wcale dobre wrażenie i to bynajmniej nie ze względu na profil,
bo chociaż niewiele widać zza biurka i nic nie mam do ówczesnego naczelnika,
to zmiana płci daje większy komfort załatwiania spraw. Nawet zakupu
Aaaaaaaa..... żeby potwierdzić subiektywność, nieco rozweselić oraz z nadzieją,
że nie będzie to powód do wzruszenia (negatywnego) – poniższy bonus, dotyczący zdarzenia już dwukrotnie opisywanego.
Oświadczenie:
Równocześnie uroczyście oświadczam, że słowo „gały” zostało użyte w poniższym tekście
wyłącznie na użytek tego limeryka i nie ma nic wspólnego ze zniewalającym oraz bezapelacyjnie atrakcyjnym
zwierciadłem duszy osoby wymienionej, choć nie z danych personalnych, tamże.
Raz pewna dziewczyna miła
z zakupów do domu spieszyła.
I nagle - wytrzeszcza gały:
psy DWA, w zaprzęgu! - pognały!
A przecież nic, jeszcze, nie piła...
Treść właściwa:
Cz. VId Świetlica i knajpa wiejska, Epilog 1
Tę część historii, dla lepszego zrozumienia, należy koniecznie zilustrować i opatrzyć przypisami,
bowiem kolejne pokolenia coraz mniej z tamtego okresu zrozumieją,
a cykliczne zmiany propagandowe powoli zaciemniają ówczesną atmosferę ludyczną.
To niniejszym czynię, z nadzieją, że wymazując z rysunków obszary, należące do osób trzecich,
zupełnie niekonieczne dla właściwego zrozumienia tekstu, nie narażę ich, ani siebie, na nieprzyjemności
z powodu drobnego retuszu map ogólnie dostępnych – oryginały są bez zarzutów, na stronie internetowej.
I tylko o jednym, jedynym obiekcie…
Dziś: Objaśnienia i Epilog:
0 Nie oddaje to w pełni, a właściwie wcale charakteru zarówno poprzedniej,
jak i następnych funkcji obiektu;
Gasthaus, bardziej wykwintnie – Gasthof, mniej – Kneipe, to coś więcej niż zwykły wyszynk.
Za to po „odzyskaniu” Ziem, obiekt służył zarówno jako wiejska pseudorestauracja, dom kultury, biblioteka, sala balowa,
sala wyborcza, jak i, ku radości mieszkańców - sala kina objazdowego oraz kilku innym okazjom…
1 popularne niegdyś słowo określające nieprzyjemny typ kobiety;
w żadnej mierze nieodnoszące się do dolegań o charakterze medycznym,
2 w przypadku cięższych prac pojedynczy gospodarze,
aby ulżyć zwierzętom, wschodnim zwyczajem użyczali sobie konie („parowali je”);
3 niestety niektórzy przymuszali je do większego wysiłku używając bata;
trzeba równocześnie przyznać, że większość doceniała konną pomoc
i bat służył jedynie do ozdoby wozu – jak we współczesnych wozach: ozdobne gałki dźwigni biegów
albo uchwyty na ciemne okulary lub szklanki
4 tu chodzi o język potoczny, dziś powszechny w użyciu, tak przez młodzież,
jak i dorosłych i coraz częściej słyszane z ust małolatów; także dziewcząt
5 msze były celebrowane wyłącznie po łacinie
6 w zasadzie 3-4 (k.,p.,ch., ev.j.), co w zupełności wystarcza do poprawnej komunikacji;
odniesienie do tego problemu jest także przytoczonym wierszu poety rosyjskiego (zob. Aneks: akapit 2.)
7 bardzo często, z dobrego serca, informowały zainteresowanych o miejscu pobytu partnera
8 tu: brak obecności w domu; w czasie,
gdy program telewizyjny był nadawany od popołudnia, podobno, odczuwały ją szczególnie dotkliwie,
nie mając się z kim kłócić
9 wodę pozyskiwano prawie wyłącznie ze studni – tylko nieliczne budynki
miały doprowadzenie ze studni, a czerpały za pomocą pompy ręcznej
10 rola wiejskiej kobiety, w owym czasie, była nie do pozazdroszczenia
11 w zasadzie tylko nieliczni pozostali przy tradycyjnych kuchniach węglowych;
większość ceni sobie gazyfikację, choć butle stwarzają duże zagrożenie
12 dziś prawdziwego piwa normalnie się nie uświadczy;
teraźniejsze produkty, podobno, potrafią nawet „zanosić” metalem z puszki
13 obecnie powraca się do tamtejszej mody
i dzieciaki zaczynają korzystać z takich mieszanek w podłużnych kiszkach,
choć – w odróżnieniu od oryginałów – zawierają całą kolekcję Exxx
14 „zakąska” była obowiązkowa; pewnie i z tego względu,
że stanowiła dodatkowe źródło dochodu
15 to nie kpina – Wspomniany mieszkał w zagajniku, na końcu wsi;
w zasadzie miałby bliżej do miękińskiej Jodełki, ale względy patriotyczne skłoniły do objęcia posady w miejscowej placówce
16 beczkę należało najpierw odpowiednio przygotować do eksploatacji;
po czym ciśnienie wytwarzało się ręczną pompką uszczelnioną w otworze beczki
17 czyli – z przekazanych plotek
18 mieściła się z dala od budynku, typ suchy, tuż przy boisku
dzięki czemu mogła służyć również zwolennikom piłkarzy
19 o tym wspominałem w poprzednich opisach
20 zob. przyp. 18
21 tak było znacznie łatwiej, gdyż na sali niejeden, unosiwszy się honorem,
przeganiał kobiety pokazując kto rządzi; tu był praktycznie bezbronny
22 funkcja obiektu sprowadziła się do obsługi zabaw oraz imprez rodzinnych
23 pacynka – odmiana lalki
24 popularny taniec ludowy; dziwne, że na Dolnym Śląsku - jak najbardziej
25 to nie małżeństwo, ale zgodnie z przyjętą konwencją nie ujawniam nazwisk,
ale... są tak znani w Mrozowie, że wystarczy zaczepić dowolnego autochtona, a będzie gotowy wszystko wyjaśnić
26 1 Maja – wtedy święto robotników, dziś – Józefa Robotnika oraz
Zielone Święta – od zarania dziejów przynależne partiom ludowym
27 to jeden z krasnoludów, w korowodzie przebierańców
28 „ja jestem król Mastodont…” – tak zaczynał się spektakl dziecięcy w wykonaniu miejscowych
29 w gruncie rzeczy chodziło nie o bijatykę,
lecz walkę o niezbędne odnawianie puli genetycznej
30 na zabawy zjeżdżali się młodzieńcy z wielu okolicznych wiosek,
dlatego nawiązywano aliansy zależnie od aktualnej sytuacji
31 życia – oczywiście
32 nostalgiczne, mimo wszystko, lata 50-60-te
Cz. VId Świetlica i knajpa wiejska, Epilog 2
Posłowie I:
Ceniony u Wschodnich Sąsiadów Lermontov pisząc poniższe:
Ведь были-ж схватки боевые,
Да, говорят, еще какие!
[…]
Да, были люди в наше время,
Не то, что нынешнее племя..
zapewne nie sądził jak podobnie, w odległej przyszłości, będzie się toczyło
sielskie życie w sąsiednim, zaprzyjaźnionym kraiku.
Dlatego ukłon w Jego stronę i próba podsumowania w Jego stylu i języku
bliskim do dziś, przynajmniej niektórym, Zabużanom.
Nie tłumaczę (albo przełożę na wyraźne życzenie, a może przetłumaczy Endorfina?),
gdyż o ile wiem, to - w przeciwieństwie do Wschodnich Osiedleńców - niewielu mieszkańców,
głównie z racji wymuszonego światowego turnee, posługiwało się językiem Goethego.
Stąd wybór j/w i j/n:
*
Много лет уже спустя
туман внешний все то ворит,
буря мглою небо кроет
горькa душа громко воет
и c прошлом уже не борит…
но заплачет как дитя…
a już w stylu swobodnym:
Да, следует имeть навсегда
на дрaку ту обзoр,
и… развлечения счастливыx,
молодёжныx пор.
Posłowie II:
Kariera Pana Władka kołem się potoczy:
trener, sędzia piłkarski, aż…
Najwyższy wkroczy.
dlatego w miejsce Pana Tadeusza aże prosi się jego odpowiednik – Pan Władysław...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 22:31, 30 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Dlatego tę część historii, dla lepszego zrozumienia, należy koniecznie zilustrować
i opatrzyć przypisami, bowiem kolejne pokolenia coraz mniej z tego rozumieją... |
tak rozpocząłem – zupełnie wbrew logice literaturowej,
ale jako niezbędne wprowadzenie uzupełniające do dzisiejszego tekstu
Cz. VIe Świetlica i knajpa wiejska
Pan Władysław Księga I (i ostatnia)
Knajpa (0) – na prawie niemieckim jeszcze założona
(lada - w kształt winkla, w rogu położona,
we stronie zachodniej, pośród wielkiej sali).
W niej to spragnieni siedzieli,
nieliczni zaś stali.
A wrzawa się niosła w okolice stacji,
kiedy jeden drugiemu przyznać nie chciał racji:
że praca na roli to wielka mordęga,
czyja żona to franca (1),
kto i z kim się sprzęga (2).
Kto konia cudzego wali bez opamiętania (3),
oraz – kto, komu i dlaczego nigdy się nie kłania.
I nic w tym łaciny brukowej (4)!
– dzisiaj jej tak wiele!
Pewnie głównie dlatego, że była…
w kościele (5),
a choć przeciętny gospodarz niewiele rozumiał
to w domu, i kościele, zachować się umiał.
Nie ta dzisiejsza młodzież! –
pośród gromkich krzyków
używa niewielu, znanych rzeczowników (6),
*
I tak do późnej nocy snuto wiejskie gadki.
Póki się nie zjawiały – żony i sąsiadki (7),
mocno już zbulwersowane absencją partnera,
(gdyż lada babie szczególnie pustota (8) doskwiera).
Wścieka się tedy bez racji,
hamulca i granic –
na przykład –
gdy gospodarz wody dostawę (9) ma za nic.
Ponoć inwentarz ryczy!
Głodny i spragniony.
Ależ – czy to nie święta powinność (10) partnerki, lub żony?!
Przeć w tamtych czasach, kanon!
– choć wielka wygoda
w rzadko którym domostwie ciekła z kranu woda.
Nie to co dzisiaj, Panie! Starczy coś pokręcić,
a cieknie i gazuje (11)! - byle tylko znęcić
do kolejnych zakupów: roboty, miksery!
Komu to przeszkadzało?
Komuż? – do cholery!
*
Wróćmy tedy do wnętrza.
Piwo, śledzik, woda!
W końcu knajpa rasowa, mawiano – gospoda.
I w tym to właśnie czasie (twierdzono: „przypadek”)
niepodzielnie za ladą królował - Pan Władek.
Więc lali bez końca miejscowi w gardła różne płyny:
złote piwo, beczkowe (12)! – dobre dla uryny,
oranżadę na sucho (13), dodaną do wody,
a czasami, w upałach, trafiały się lody.
Zasię dla innej rozkoszy, łatwości języka,
dobre było luf kilka. Zwykle – pod śledzika (14).
A choć jeden wystarczał by słabszego upił,
nikt, nigdy nie kontrolował – ile, kto dokupił!
Dostępny był też salceson, zdrowy, bo bez kantów,
lubiany za strukturę. I bez konserwantów.
Kłopot był tylko jeden, choć niewielki przecie:
dyżurna zagrycha stała na bufecie
i co bardziej oszczędni raz ją kupowali,
po czym,
za oka przymknięciem, cały wieczór chlali.
Barman to rozumie – sam mieszkając w głuszy (15)
na zakup nie nastaje i głowy nie suszy.
*
Pan Władek, młody jeszcze, na nic się nie skarży
a lejąc cenne płyny przestrzega też szarży,
bo „mądrzejszy” obmyślił (stare to już dzieje):
Kto zakąskę spożyje – słabo potem chwieje!?
(W dalekiej przyszłości – znowu onych wina? -
sklep tuż po trzynastej sprzedawać poczyna.)
Ciągnęły tedy rzesze Krajan do wiejskiej gospody,
a wieść gminna niosła:
Nie dolewa wody!
Więc pompował (16)! – Nasz Barman, zważając na pianę,
serwując przy okazji: śledzia, i śmietanę.
Była też góra kanapek, łakoci koszyków,
co już – jako małolat – znam od nieboszczyków (17).
*
Znano też i mankament! – z higienicznej racji:
brak ogólnodostępnej - w wnętrzu - ubikacji ((18),
i, co niecierpliwsi, bez honoru krztyny,
złociste, w bliskim ogrodzie, zdawali uryny.
Nie było naonczas ogrodzeń, i murów, i płotów (19),
więc każdy, gdy mrok nastał, lać wszędzie był gotów,
gdyż by zadość uczynić higienicznej normie,
trza było ze sto yardów (20) przebyć w dobrej formie.
A, że przydługie mikcje okazję stwarzały,
to – z niej korzystając – panie już czyhały!
Pilnowały tedy tej pory: żony i kochanki! –
by, tuż po spróżnieniu pęcherza, odciągnąć od szklanki (21).
I tak, wieczór w wieczór, trwały wojny święte:
z jednej strony – honorni,
z drugiej – te zawzięte!
*
Niewiele lat później – dzięki nowej modzie
nie korzystano już z wyszynku w miejscowej gospodzie (22).
Za to we wschodniej części (sala szarobura),
niebywale się rozkrzewiła miejscowa kultura.
Instrumentów niewiele, dużo innych braków,
ale pacynek (23) nie brakło, tudzież – krakowiaków (24),
a Pan Stanisław i Maria (25), dziś nie uwierzycie! –
młodzieży naszej oddali swe dorosłe życie.
Ciągnęły tedy korowody zielone, radosne
przebierańców-mieszkańców
– by czcić święta Wiosny (26),
Tu Koszałek-Opałek (27), tam Mastodont (28) kroczy,
a piękne Zenie, Marysie przyciągają oczy...
Nie tylko miejscowych. Zza miedzy sąsiedzi
uważnie już śledzili: gdzie, kto i z kim siedzi…
Szukano potem „winnych” aże pod Brzeziną;
głównie, gdy noc nastała i szumiało wino.
Fama bowiem głosiła, że i bez „siwuchy”
podkradano krajanom co lepsze dziewuchy.
Skądinąd słusznie, bo korzyść zdrowotną nosiło,
kiedy to starej wiosce nowej krwie (29) przybyło.
Kawalerowie jednakoż, wzgardzeni względami,
intruzów poczynali gonić z płotów sztachetami.
Różnie potem bywało: raz górą, raz dołem,
innym razem na onych (30) nastawano społem,
I tak – w ramach rewizyt (kasków przeć nie było)
wielu piękne siniaki wiele dni nosiło!
Bo i tym Mrozów się szczyci:
są tu – u nas – kwasy,
zaś ciąganie wzajemne
trwa...
Po wieczne czasy!?
*
Oh! – wykruszyli się ludzie znający te rzeczy,
w części już powierzeni jeno boskiej pieczy.
Oj! czasy – chmurne, durne!
Minęło! – Vorbei!
Czas do jesieni (31) szykować,
nie wróci ÓW (32) maj.
Suplement:
1. Sale, w szczególności balowa, były wielokrotnie odnawiane i modernizowane,
niczym dawne pałace, zaś z dawnych elementów pozostał - w mniej więcej podobnym stanie -
główny portal wejściowy, z nowoczesnymi odrzwiami.
2. Po urządzeniach knajpy, szatniach, estradzie oraz zabytkowym piecu kominowym,
w którym paliło się tylko w czasie Sylwestra oraz większych imprez, nie pozostał już nawet ślad.
Dodam, że piec miał konstrukcję nośną i palenisko z żeliwa szarego (taki miał kolor ),
a reszta - kafle i glina.
3. I ja tam - czasem - byłem,
choć piwa (jasnego) nie piłem,
a co-m zdołał podsłuchać
w Księdze pomieściłem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Endorfina
Administrator
Dołączył: 03 Lis 2008
Posty: 5281
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 19 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Mrozów Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 21:33, 01 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
o łał.....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Teodoreczka
zasłużony
Dołączył: 04 Kwi 2008
Posty: 837
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 10 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:42, 02 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Endorfina napisał: | o łał..... |
Ja tylko za Endorfiną powtórzę łał, łał, łał, tak będzie bezpieczniej
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 22:05, 02 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Teodoreczka napisał: | ... łał, łał, łał, tak będzie bezpieczniej |
1. okrzyki uznania?
2. dezaprobaty??
3. bezpieczniej???
chodzi o to????:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Jerzyk
zasłużony VIP
Dołączył: 26 Sty 2011
Posty: 2832
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 8 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wilkszyn Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:11, 04 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
tuby_lec napisał: | chodzi o to????: |
To żeby jeszcze dodatkowo przyciemnić:
ODA DO TUBYLCZOŚCI
Niechaj, Jego wiek nie zmroczy,
Chyląc ku nam mądre czoło,
Opowieść zatoczy koło,
I tym tępym zmierzwi oczy.
Tubylczości! Ty nad poziomy
Wylatuj, a okiem z nieba
Ludzkości z jasnego gromy
Przekładaj jak kromki chleba.
Bóg niechaj Ci odpłać za Twe opowieści,
Wyciągnione z otchłani mrozowskiej czeluści,
Tyś poeta wielce niedościgniony,
Niech kwiczą żony, kochanki...insze autochtony!
Nie bywam w Mrozowie, ze mnie nie kabała,
Aleć z Twych historyj...chwała chwała chwała.
Jeśliż Waść skończył swe opowiadania,
Będzie tudzież przykro siadać do czytania!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:38, 04 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Jerzyk napisał: | tuby_lec napisał: | chodzi o to????: |
To żeby jeszcze dodatkowo przyciemnić:
...Niechaj, Jego wiek nie zmroczy,... |
Ooooooooooo! łał, łał, łał;
powtórzę już klasycznie.
Ale-m się doczekał
Dlatego uzupełniam, że nic nie mam, ani nie słyszałem: z plotek, podsłuchiwań lub innych źródeł osobowych,
że chłopcy z Wilkszyna na zabawy jakoś docierali, lub byli skorzy do bitki (gdybym jednak się mylił)...
Pewnie ten las, co to Gaja...
Więc niech dalej święcą się tak poprawne stosunki (wieś-wieś).
I, dodatkowo, szczególnie specjalnie dziękuję za przepiękny dytyramb; na
CZEŚĆ!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 10:38, 12 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Ale tu sobie panowie pieją pieśni na swą chwałę. No proszę.
Swoją drogą to ja chyba też jakąś pieśń pochwalną zaśpiewałabym Tubylcowi. Tylko ja jestem mało zdolna w tym względzie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
zdzich
zasłużony
Dołączył: 16 Maj 2007
Posty: 945
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 11 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Mrozów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 11:38, 12 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Jak myślę o "dawnym" Mrozowie, to przed oczyma widzę Basen z przed 40 laty, gdy miał się świetnie.
W niedziele ludzi sporo, baseny zadbane, a dla dzieci karuzele i huśtawki.
Na parterze budynku tam się znajdującego (w tych latach miał dach 2-spadowy, kryty dachówką) mieszkali państwo Siwiec (bardzo sympatyczni) z dwiema córkami, a na pięterku mieszkała moja Babcia, którą bardzo często odwiedzałem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
tuby_lec
zasłużony VIP
Dołączył: 27 Maj 2012
Posty: 2661
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 12:10, 12 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
martika napisał: | Ale tu sobie panowie pieją pieśni na swą chwałę. No proszę... |
Podejrzewam, że stanęłaś w rzędzie Wielkich Oponentów Filozofii Gender
A my tylko zgodnie z inną, w której nasi zachodni sąsiedzi twierdzą:
Wenn hat man nicht was man liebt... oraz
Man soll den Tag nicht vor dem Abend loben albo jakoś tak.
Ponadto strasznie "...długo Cię nie było..."
i - bez obrazy - raz chwalisz, innym - ganisz
dlatego ilustracja (tym razem nie tłumaczę, jest nadto wymowna):
Cytat: | ... Tylko ja jestem mało zdolna w tym względzie. |
Dziękuję za początek akapitu.
A dalej znów obrazkowo:
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|